To był bardzo trudny sezon, ale dobry, tak zaczyna naszą rozmowę freestyle’owiec Bartosz Czauderna.
Generalnie jestem bardzo zadowolony z tego sezonu. Cieszę się, że udało się dobrze przygotować do Mistrzostw Europy i wystartować po długiej przerwie w zawodach takiej rangi. Pomimo wydłużonego ciężkiego okresu przygotowań, ciężko było bez startów testowych na różnych imprezach. Wiele zawodów wciąż się nie odbywało. Dobrze było znowu startować i widać było pracę i wysiłek włożony na treningach. Do tych zawodów udało mi się osiągnąć chyba najwyższy poziom techniczny w mojej karierze – opowiadał Bartosz.
Paryż okazał się jednak niesamowicie trudnym miejscem startowym. Tamtejszy odwój zweryfikował praktycznie nie tylko czołówkę, ale i wszystkich zawodników. Było to widać i na treningach, i na zawodach, gdzie faworyci potrafili odpaść w pierwszej rundzie.
Nasz freestyle’owiec mówił, że było to bardzo duże wyzwanie, dlatego, że odwój miał styl, który praktycznie całkowicie odbiegał od tego, w jakim on trenuje normalnie, czyli jak mówił Bartosz – musiałem tak jakby prawie wszystkich trików nauczyć się od nowa w nowym stylu. To było niesamowite wyzwanie, mieliśmy na to niewiele czasu, bo tylko ponad miesiąc. Na szczęście byliśmy na miejscu i mogliśmy przygotowywać się do zawodów. Praktycznie do dnia startu wciąż nie miałem solidnych, regularnych przejazdów, choć oczywiście miałem plan przejazdu, to nie miałem czystego przejazdu startowego tak żebym mógł powiedzieć, że byłem w stanie zrobić cały przejazd w 100% zgodnie z założeniami. To się zdarzało może raz na trening, co w ogóle jest abstrakcyjne. Była to ciężka sytuacja, ale było też bardzo dużo pracy w mojej głowie, treningu mindsetu i mindfulness. Nad tym w ostatnie dni spędziłem najwięcej czasu, co pomogło mi bardzo w dni startu wszystko pozytywnie ułożyć.
Praktycznie od początku rywalizacji Bartosz prezentował bardzo równą i wysoką formę. O finał otarł się dosłownie o włos, bo zabrakło tylko 15 punktów, a jest to połowa cartwheela, czyli bardzo niewiele. Najgorsze było to, że najpierw przyznali mu figurę, która dawała wynik o ponad 100 pkt wyższy, a potem jednak zabrali mu te punkty. Wyniki w zawodach są teraz na żywo stąd mogliśmy być świadkami tych emocji.
Na pewno forma jest i mimo wszystko jest się, z czego cieszyć, że ta praca włożona podczas covidu zaowocowała i na pewno walczyliśmy na najwyższym poziomie. Dość trudne było to, że niestety ten odwój nie był dostępny wcześniej do przygotowań. Już na początku roku i pod koniec poprzedniego starałem się o przygotowania w Paryżu, niestety organizatorzy na początku nie odpowiadali w ogóle na wiadomości, potem ten odwój wciąż nie był dostępny do treningów. Praktycznie pojechaliśmy tam natychmiast jak odbyły się tam mistrzostwa Francji, a odwój został udostępniony po raz pierwszy i okazało się, jaką ma charakterystykę. Widać było tą jego trudność po przejazdach wszystkich, gdzie inni zawodnicy mieli naprawdę bardzo nierówne przejazdy. Jeden był na dobrym, wysokim poziomie, a drugi praktycznie na niecałe 200, 300 punktów, co jest niskim wynikiem, a takie przejazdy zdarzały się najlepszym, co w ogóle było ewenementem i wszyscy zawodnicy z tym walczyli. Dla mnie szczerze największym osiągnięciem jest, jaką pracę udało mi się wykonać w mojej głowie. Właśnie trening typu mindfulness i mind presence pomogły mi to osiągnąć. To przygotowanie psychologiczne, które pozwoliło mi na osiągnięcie maksymalnego skupienia, i w eliminacjach i w półfinałach przepłynąć równe przejazdy i wykonać je na bardzo podobną liczbę punktów. Minimalnie zabrakło, ale to jest tylko sport i wszystko może się wydarzyć. Już nie mogę się doczekać kolejnych mistrzostw świata w przyszłym roku i cały czas trenuję, przygotowując się pod tym kątem – powiedział Bartosz.
Październik i listopad Bartosz spędził przygotowując się już do nowego sezonu w Zambii na rzece Zambezi. Jest to jedna z legendarnych destynacji kajakarstwa górskiego i to nie bez powodu. Bystrza są ogromne, fale potężne, a widoki zapierają dech w piersiach. Przygotowania w takim miejscu pozwalają również na bardzo dobry trening kondycyjny, a ćwiczenia na tzw. big water dają poczucia siły i bardzo ważną pewność siebie na wodzie. Dni były różnie rozłożone, w zależności od grupy, jaka danego dnia wybierała się na wodę. Zazwyczaj to parę godzin na rzece i klasyczny odcinek to około 20 km. Bystrza oddzielone są sporymi odcinkami płaskiej wody, gdzie jednak nie można zbyt długo odpoczywać z uwagi na żyjące tam krokodyle. Zawsze grupa musi trzymać się płynącej wody i tak na prawdę najbezpieczniej jest pośród wielkich zambijskich bystrz.
Pewnego dnia Bartosz ze swoją grupą podjęli wyprawę i spłynęli cały odcinek (prawie 60 km) jednego dnia. O ile pierwsza część rzeki opisana wcześniej, to jest część często pływana komercyjnie przez rafting – to na drugą część rzeki zapuszczają się tylko nieliczni. Tam charakterystyka rzeki, krajobraz oraz przede wszystkim brak możliwości wydostania się z kanionu – zdecydowane podnosi trudność i ryzyko treningu. Dodatkowo pojawia się coraz więcej płaskiej wody pomiędzy bystrzami, co przy płynięciu w jeden dzień jest dużym wyzwaniem.
Zaczynaliśmy z samego rana, jak tylko otworzyli park narodowy spod stóp wodospadów Wiktorii i praktycznie bez zatrzymywania płynęliśmy w dół. Całość zajęła nam około 7 godzin. Była to jedna z najciekawszych przygód, z jakimi się mierzyłem i jedno z niesamowitych doświadczeń, wyzwanie, które człowiek rzuca tak niebezpiecznej rzece o bardzo dużej trudności i jednocześnie wymaga najwyższej wytrzymałości od uczestników takiej wyprawy – relacjonuje Bartosz
Pozostałe dni były już spokojniejsze, podzielone na mniejsze odcinki i w zależności od dnia opierające się na dystansie lub na treningu freestyle’owym, gdzie grupa kajakarzy ćwiczyła figury na różnych elementach rzeki.
Na Zambezi można znaleźć sporo fal, ale przez to, że poziom wody cały czas się zmienia, a co za tym idzie miejsce treningów również, nigdy nie jest takie samo i codziennie wymaga adaptacji i wyczucia miejsca na nowo. Taki trening jest bardzo istotny przy startach. Potem w sezonie w miejscach, które mają podobną charakterystykę lub kiedy brakuje czasu do przygotowania się do startu.
Przyszły sezon praktycznie już się zaczyna, Bartosz już za tydzień leci do Ugandy, potem na chwilę wraca i jedzie na zgrupowanie do Hiszpanii – Galicji, gdzie będzie kontynuował przygotowania wzorem zeszłego roku. Potem troszeczkę rozpływania i przygotowania kondycyjnego, gdzie treningi będą już bardziej specjalistyczne i będą obfitowały w elementy techniczne.
Mam nadzieję, że pojawi się więcej startów niż w tym roku. Wciąż czekamy na kalendarz imprez. Na pewno jednak chcę się pojawić na zawodach w Irlandii, które już zostały ogłoszone i oczywiście celem nadrzędnym są mistrzostwa świata w lipcu w Anglii, gdzie już od maja mam zamiar do nich się przygotowywać – mówi Bartosz.
To jest pierwsza połowa roku a w drugiej połowie freestyle’owców czekają puchary świata, w październiku na Good wave w Columbus. Tam będzie dla nich duże wyzwanie, dla nich, czyli dla Europejczyków – Polaków, szczególnie, dlatego, że zawody odbywają się na fali i kolejne mistrzostwa świata również odbędą się na fali, co będzie nie lada wyzwaniem. Dlatego, że tego treningu na fali brakuje. Nie mamy w kraju fal i warunków, dlatego zawodnicy chcąc się dobrze do tych zawodów przygotować muszą jeździć gdzie indziej.
Dla mnie Afryka jest miejscem, gdzie przygotowuję się od lat, więc na pewno będę tam kontynuował przygotowania. Chciałbym również polecieć do Kanady i oczywiście wystartować w tych pucharach świata, żeby jak najlepiej poznać to miejsce i spędzić kolejny rok przygotowując się pod kątem mistrzostw świata – powiedział na zakończenie Bartosz Czauderna.
BS
Foto: B. Czauderna